niedziela, 12 września 2010

ROZSTANIA


Chciałam Wam napisać o moim niedawnym "rozstaniu" z Szymkiem.
I gdy pomyślałam, że przecież nie jest ono ostatnie, ruszyły wspomnienia - że również nie pierwsze.
A więc - ad rem:

rozstanie nr 5 - PRZEDSZKOLE!!! 1 wrzesień - wielki dzień!
Szymon, zaopatrzony w miniaturowy plecaczek i identyfikator z imieniem, po raz pierwszy przekracza próg sali. Od tej chwili panować tu będzie grupa "rybek".
Płacze 3 dni pod rząd, 4 dnia zza drzwi słyszę jego śpiew, 5 dnia prosi o dokładkę zupki, 6 dnia chory zostaje w domu... :-) Dzielny chłop :-)


rozstanie nr 4 - czerwiec i październik 2009. Koniec rocznej rehabilitacji. A na kontroli w Łodzi lekarz odstawia Szymkowi wszystkie lekarstwa. Niepojęte!
Jesteśmy oszołomieni. Do tej pory Szymon brał leki codziennie. Bywało, zwłaszcza przy infekcjach, że brał je do 11 razy na dobę. Do tego rehabilitacja kilka
razy w tygodniu. Od tego momentu pomału zapominamy o chorobie, już nie musimy się nią zajmować, gdzieś się rozmywa.


rozstanie nr 3 - Szymek przyjeżdża do domu w maju 2008, po 5 msc. w szpitalu. Miesiąc później ruszamy w góry na obiecane Igorowi (starszemu bratu) wakacje.
Mieliśmy być 10 dni, wracamy po 6-ciu. Najnormalniej w świecie tęskniliśmy za Szymkiem. Decyduję się zostać na wychowawczym. Nie jestem w stanie odejść
od Szymka, muszę się nim nacieszyć.


rozstanie nr 2 - Łódź, 2 tygodnie przed ostatnią operacją. Szymek po raz kolejny nie ma już siły i chce odejść. Na moich rękach spada tętno i saturacja.
Wyganiają mnie z sali, przez 40 min. nie wiem, co się z Szymkiem dzieje. Za szybą w drzwiach widzę zamieszanie, wjeżdżają kolejne urządzenia. W końcu od
zmęczonego lekarza dowiaduję się - serce ruszyło.
To najgorsze rozstanie i najszczęśliwszy powrót.


rozstanie nr 1 - Łódź, grudzień 2007, sala operacyjna. Szymon rodzi się przez cesarskie cięcie. Przez sekundę machnięto mi nim przed oczami i zabrano na oddział
intensywnej terapii. Nie mogę go dotknąć, nie mogę przytulić, nie słyszę pierwszego płaczu. Na ręce wezmę go dopiero miesiąc później.



--------------------------------------------------------------------------------------

Ano właśnie, bo męska rzecz być daleko, a kobieca - wiernie czekać
Nasz mały męcizna :-)



















pozdrawiam,
Karolina


5 komentarzy:

  1. Cieszę się bardzo że Wasze życie powoli wraca na prostą i mam wielką nadzieję że tak już będzie zawsze :D pozdrowienia dla całej rodzinki

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymam kciuki, niedługo wyjedzie sam na wakacje, już się przyzwyczajacie.Wielki mały człowieczek , teraz już będzie tylko lepiej.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. To prawda - wakacyjny wyjazd dziecka to fajna sprawa. Pamiętam pierwszy wyjazd Igora na kolonie. Bosko i za krótko :-D Pozdrowienia! Karolina

    OdpowiedzUsuń