czwartek, 23 grudnia 2010

WESOŁYCH ŚWIĄT!!!


Co za święta! Najpierw zachorował Igor, wczoraj wieczorem dołączyła do niego mama, a dziś 38,5 dumnie na termometrze zademonstrował Szymon! Rewelacja! Tata, ostatni bastion, dwoi się, a w zasadzie troi, żeby obskoczyć wszystkie kaszlące gardła i obolałe głowy. Zestaw świąteczny? No, za 170 zł, nabyty w aptece - góra syropków i kolorowych pigułek...

Wigilię spędzić mieliśmy u dziadków. Pierogi, kapusta z grzybami, karp na masełku, makiełki z grosikiem przynoszącym całoroczną fortunę... Góra prezentów pod choinką... Jingle bells, jingle bells... A po kolacji makao lub kości zaprawione pachnącą mandarynką w niezdrowej ilości i kompocik z suszu dla równowagi. I co?? Co teraz?? W lodówce resztka almette, mięso mielone i parówki. O, cicho, są pierogi z Lidla i barszczyk Winiar bardzo błyskawiczny. Nijak wigilii się z tego nie skleci... Ale mamy pomysł : ) Jutro, nasz Piotr wybawca, wyruszy z wielkim workiem pełnym przygotowanych przez nas prezentów na wymianę handlową. Prezenty za prezenty, a że nasze prezenty są większe, to dziadkowie jedni i drudzy mogą dorzucić trochę potraw świątecznych. Niedużo, po 6 z każdej strony : ) A u nas będzie 12, jak trzeba. Przecież i tak byśmy je zjedli, będąc w gościach. Nie zmarnują się, ot co : )

I tak jutro po raz pierwszy spędzimy wigilię tylko w swoim, czteroosobowym gronie. Z głośników popłynie kolęda zagłuszana przez kaszel od czasu do czasu... choinka rozbłyśnie tysiącem chińskich światełek... a po kolacji rozpakujemy prezenty ciesząc się tak samo jak nasze dzieci. Będzie dobrze! Choroba jak uroda, w końcu minie : ), a my będziemy bogatsi o nowe, rodzinne doświadczenie : )

Wszystkiego dobrego na Święta!!




środa, 22 grudnia 2010

SPÓŁDZIELNIA POMAGA


Lista przyjaciół Szymka jest coraz dłuższa : )
Osoby prywatne proszą nas o "ulotki" o Szymku, żeby rozdawać je w swoich miejscach pracy. Wielkie podziękowania! 
Jest nawet w drodze do nas, z Irlandii, biżuteria, którą wystawimy na aukcji charytatywnej. Oczywiście, kiedy tylko ją otrzymamy, z przyjemnością opiszemy całą historię.

Do naszej akcji przyłączyła się również Spółdzielnia Mieszkaniowa Zjednoczeni w Bydgoszczy, do której należymy. W ostatnim numerze gazetki Spółdzielni ukazało się ogłoszenie zachęcające do przekazania Szymkowi 1%. A nasza spółdzielnia jest baaaardzo duża - administruje 107 budynkami. Czyli nasz apel trafi do wieeeelu osób :)!

Pięknie dziękujemy Zarządowi Spółdzielni za pomoc!

ziarnko do ziarnka... : )




niedziela, 19 grudnia 2010

KOLEJNY PRZYJACIEL SZYMKA


Ola i Szymon poprosili swoich bliskich, aby kwiaty i prezenty ślubne dla nich zamienili na wpłatę dla Szymka. Marcie, szefowej ALEJEK ŚLUBNYCH, bardzo się ten pomysł spodobał i podsuwa go wszystkim swoim klientom. A teraz dołączył do nich Wojtek.

Wojtek prowadzi STUDIO FILMOWE WojWit. Jak mówią na mieście - należy do ścisłej czołówki bydgoskich operatorów. Pracuje dla telewizji, tworzy reklamy, a także profesjonalnie filmuje śluby i wesela. I te jego filmy są po prostu dobre.

Wojtek również pomoże nam w przekazywaniu przyszłym młodym parom naszej prośby. Takiej, aby organizując swój ślub pomyślały, czy nie warto by piękne, ale nietrwałe kwiaty zamienić na coś znacznie trwalszego - np. zdrowie Szymka : )


WOJTEK, DZIĘKUJEMY : )





poniedziałek, 13 grudnia 2010

SZYMEK KOŃCZY 3 LATA






Piękny dzień! Dokładnie 3 lata temu nasz mały bąbel po cichutku pojawił się na świecie. A ile już przeżył - wybuch wielkiego kryzysu, powołanie Obamy na prezydenta USA, pierwszą prawdziwie śnieżną zimę od wielu lat. Sporo się działo.
A jak wyglądały narodziny Szymka? 


P I O T R

Był październik - 2 miesiące przez porodem - kiedy Karolina wyjechała karetką do szpitala w Łodzi. Nagle z dnia na dzień zostałem w domu sam z Igorem - starszym synem. Karola była, i jest do dzisiaj, głównym filarem naszej logistyki - zajmuje się planowaniem, budżetem, dziećmi, szkołą, lekarzami, ubraniami itd. Ja ciągle w robocie. W tamtym czasie było dużo fotografii prasowej - co chwila zlecenia, popołudniowe imprezy sportowe, wizyty ważnych głów w regionie, sporo wyjazdów, stand by 24/7. Fotoreporterka zdecydowanie nie jest prorodzinnym zawodem.
I nagle na głowę zwalił mi się cały dom. 

Bardzo mi pomogła teściowa. Ja mam farta - moja jest wyjątkowo fajnym egzemplarzem : )

Przez 2 miesiące co tydzień jeździłem z Igorem do Łodzi na weekendy. Codziennie długie rozmowy przez tel. - jakie rachunki zapłacić, jakie ciuchy (Karola nawet tam ze szpitala potrafiła powiedzieć, jakie ubranie na której półce leży), jacy lekarze itd. Z czasem kupiliśmy dla niej laptopa z internetem bezprzewodowym. Co wieczór na Skype (kamera internetowa to świetny wynalazek) czytaliśmy razem Igorowi bajki. 

Kiedy się dowiedziałem o terminie porodu? Stałem nad trumną mojej chowanej właśnie cioci, kiedy Karola do mnie zadzwoniła. Głupio odbierać na pogrzebie, ale w tej sytuacji nie było wyjścia.

Kiedy 13 grudnia dotarłem do Karoli, leżała sama na jakiejś wielkiej sali. Była już po cesarce. Sama pośrodku oceanu pustki. Pamiętam jak powiedziała: "nawet nie zapłakał, wyjęli go takiego szarego, cichego. Machnęli przed nosem i zabrali".
Od samego początku zajęła się mną para, która wcześniej urodziła na tym samym oddziale. Ich dziecko leżało na neonatologii koło Szymka. To dzięki nim wiedziałem gdzie iść i z kim rozmawiać. Dzisiaj Ich Dziecko już nie żyje... Nam się udało...
Na neonatologii pierwsze pytanie lekarza jeszcze na korytarzu - czy chrzcimy? No pewnie! 
Kiedy w końcu wszedłem na salę, na której leżały dzieci, w radiu puszczali świąteczną piosenkę Let it Snow.
Za oknem akurat faktycznie padał śnieg, było tak biało, zimowo, świątecznie. Ale tu na oddziale chyba 8 małych szkrabów, z ciał których wystają rurki, igły, nad nimi kolorowe monitory, co chwila włącza się jakiś alarm dźwiękowy. W szpitalnym powietrzu unosiła się melodia tworzona przez te wszystkie urządzenia, to radosne Let it snow, a tam pod oknem leży mój Szymek. 
Był sino-szary. A ja bałem się go dotknąć. Kiedy w końcu odważyłem się włożyć mój palec w jego malutką rączkę, to czułem, jak był zimny. Był tak mały, że jego pieluszka wydawała się o 2 nr za duża. Nie docierało do mnie, że to mój syn. Że on jest mój. Nad nim ekran z jakimiś wykresami, z liczbami, które się zmieniają. Dlaczego one tak się zmieniają?! Patrzyłem na Szymka jak na obce dziecko.
Obok była grupa studentów. Pierdolę to! Co z tego, że widzą, że płaczę.
Przyszła do nas siostra, żeby ochrzcić Szymka. Tak normalnie, bez księdza, bez ceremonii. Powiedziała formułkę chrztu, spytała o imię jakie jemu dajemy, pokropiła wodą. I tyle. I po 2 minutach zabrała na operację balonikowania zastawki serca. Kiedy odprowadzałem młodego do windy, nie wiedziałem, czy go jeszcze zobaczę żywego...

Ale zobaczyłem!!! Przed nami były jeszcze 2 kolejne balonikowania, zatrzymanie akcji serca, zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych, zapalenie płuc, w końcu operacja przeszczepu. Kurcze, ile razy od lekarza słyszałem że to już koniec, że nie ma szans, że słaby, żeby się przygotować, że stan skrajnie ciężki. Wokół umierały kolejne dzieci. Śmierć była ciągle blisko. Ślizgała się po oddziale, wpadała po kolejnych skrzatów. Odwiedziła też nas. Ale Ktoś u góry miał inne plany - 20 minut reanimacji i znowu żyjemy!!! Znowu mieliśmy szczęście. Ale znajomi, z którymi się najbardziej trzymaliśmy, wracali do domu ze zwłokami swojego Maciusia własnym autem. 

Jednak my brnęliśmy dalej, krok za krokiem. Szpital stał się drugim domem. Tam mieszkaliśmy  z Karolą i z babcią na zmianę do maja.

Dzisiaj Szymek kończy 3 lata. Patrząc na niego nie widać śladu tego, co przeszedł. Świetnie się rozwija, jest wygadanym i normalnie rozwijającym się dzieckiem. Jest małym cudem na tym zagonionym świecie.

SZYMEK, CHŁOPAKU, ROŚNIJ ZDROWY. MASZ CHŁOPIE W ŻYCIU SZCZĘŚCIE. NIECH CIĘ NIGDY NIE OPUSZCZA!!!

Tata




K A R O L I N A

Byliśmy pewni, że maluszek jest zdrowy, na kolejnych USG słyszeliśmy, że wszystko jest w porządku. Aż przyszedł 29 tydz. i nagle na sam koniec lekarz nie powiedział tego co zwykle...

Nie docierało do nas, jak poważna jest sytuacja. Bardzo długo nikt nie wyjaśnił nam, co dokładnie dzieje się z Szymkiem. Przy pierwszym badaniu ECHO lekarka tylko kręciła głową mrucząc „beznadziejnie, beznadziejnie...” Mało konkretów, tak jakby już klamka zapadła...

W Łodzi przekonałam się, jak wiele rodzi się chorych dzieci. To nie nastrajało optymistycznie. Bardzo tęskniłam za domem, za Igorem. 8 tygodni oczekiwania i niepewności, nie ukrywam, chwilami dostawałam w głowę...

12 grudnia, lekarz robiący kolejne badanie ECHO powiedział „no, to jutro już go Pani zobaczy”. Zgłupiałam, a on nic więcej nie chciał powiedzieć odsyłając mnie po informację na oddział. A na oddziale czeski film – nikt nic nie wie! Nieźle się musiałam nawiercić, żeby zasnąć..
13 grudnia poranny obchód leniwie przechodził od pokoju do pokoju. Rutynowe pytania o samopoczucie, zerknięcie w kartę, w wyniki... i nagle pan Profesor – kierownik oddziału - krzyczy „cięcie, natychmiast!!”. Szaleństwo – mnie obsiadły pielęgniarki, koleżanki z pokoju wrzucały do torby moje rzeczy. Bardzo się bałam, wszystko działo się tak szybko, ja nie byłam w tym wszystkim ważna. Urodził się Szymon... Nie mogłam opanować dreszczy i szczękania zębów. Przez sekundę machnięto mi nim przed oczami. Wyglądał jak szara szmatka przewieszona przez rękę lekarza-kelnera. Bezwładny. Cichutki. Nigdy nie zapomnę tego widoku.

Jak ja się o niego martwiłam! Dopiero po 2 dniach, z pomocą Piotra, byłam w stanie pojechać do Szymka. Bardzo, bardzo chciałam go zobaczyć. Im bliżej sali, w której był, tym mocniej biło mi serce. Leżał w plastikowej „kuwecie” oplątany siecią wężyków, w samej pieluszce. Wystraszyłam się, że jest mu zimno... Był już po pierwszym zabiegu, pod respiratorem, bez ruchu, jakby głęboko spał. Kuweta była przykryta przezroczystą folią. Jadąc miałam nadzieję, że wezmę go na ręce, a okazało się, że nawet nie mogłam go dotknąć! O nie, nie ma siły, nie patrząc na pielęgniarki wsunęłam rękę pod folię i pogłaskałam główkę. Aż mnie zatkało z żalu...

Potem były kolejne oddziały. Na kardiologi najlepszy czas - na własnym oddechu, słaby jak kurczak, ale przytomny. Najgorzej później na intensywnej terapii - cały miesiąc pod respiratorem, w uśpieniu, bez kontaktu. Nawet wtedy byliśmy pewni, że trzeba przy nim być, że trzeba go trzymać za rączkę. Moją siłą był Piotr. To on przekonywał mnie, że kolejne problemy to tylko etapy, które musimy zaliczyć, by iść dalej.

31 marca 2008, dzień 4. operacji był dla nas jak dzień ponownych urodzin. Nie da się opisać, jak Szymek nagle zaczął się zmieniać. Jakby ktoś go „włączył” !

Szymul dziś kończy 3 lata. Wiele osób pytało się mnie, czy kocham go mocniej niż starszego syna. Absolutnie nie! Tylko jak Szymka biorę na ręce to nie mogę opanować radości : )

SYNKU, NASZE KOCHANIE, NAJLEPSZE ŻYCZENIA!! NIECH CI UŚMIECH Z BUŹKI NIE SCHODZI! TY SIĘ ZAJMIJ BROJENIEM, A MY JUŻ ZADBAMY O RESZTĘ : )


Mama















A kto chciałby podarować Szymkowi prezent, niech pamięta o przekazaniu 1% :-)

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -